Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szyte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szyte. Pokaż wszystkie posty

sobota, 4 stycznia 2014

Ulubiony Przystojniak w wersji poduszkowej ;)

Lubię dawać prezenty, które najpierw dają mnóstwo radości mnie podczas ich przygotowywania, a potem powodują, że śmiejemy się razem z Obdarowaną Osobą. Dziś o takich właśnie prezentach.

Przedstawiam Wam Przytulnego Kubę i Puszystego Lucziano ;)

Ulubiony Przystojniak w pudełku sprawdził się już kiedyś jako prezent osiemnastkowy, tym razem stworzyłam Ulubionych Przystojniaków w wersji poduszkowej dla moich dwóch przyjaciółek (I.i J. :* )


Jeśli chcesz stworzyć swojego osobistego poduszkowca, potrzebujesz:
  • papieru do transferów, 
  • jasnej, najlepiej naturalnej tkaniny i dowolnej tkaniny na tył poduszki,
  • zdjęcia Ulubionego (Przystojniaka, Zwierzaka, Tabletu ;))
  • tasiemki,
  • żelazka,
  • maszyny do szycia lub igły i nitki.
Najpierw należy na papierze do transferów wydrukować zdjęcie. Sposób drukowania i transfer na tkaninę uzależniony jest od rodzaju papieru (folii) transferowej, jaki macie- trzeba postępować zgodnie z instrukcją użytkowania. 
Tkaninę z naprasowanym zdjęciem zszywamy z drugim kawałkiem materiału, przekładamy na prawą stronę, wypychamy specjalnym wypełnieniem do maskotek (lub wypełnieniem z innej poduszki lub watoliną, która jest chyba trochę łatwiej dostępna), zaszywamy. Po drodze możemy wszyć gdzieś z boku tasiemkę. 

Prawda, że to prosty i zarazem bardzo wdzięczny pomysł?  Wypróbujecie? :) Jeśli tak, koniecznie zostawcie link do swojej pracy, z przyjemnością zobaczę :)

Pozdrawiam  Was serdecznie!

piątek, 6 września 2013

Kuchenna galeria ścienna i tablicowe DIY

Wspominałam w poprzednim poście, że w ramach wrześniowego odnawiania realizuję pomysły odkładane przez bardzo długi czas na jakieś bliżej nieokreślone "potem". Marzyła mi się na przykład tablica korkowa do kuchni, która nie tylko pomoże mi się lepiej zorganizować, ale też będzie  przyciągać wzrok (a może bardziej odciągać go od kuchennego bałaganu ;)) 

Wykorzystałam okazję, jaką było malowanie ścian ( w kuchni na pastelową zieleń) i szybko, z tego, co miałam w domu skleciłam tablicę, którą moje dzieci nazwały Obrazem Kieszeniowym.


Wykorzystałam dużą ramę, tkaniny (niewykorzystany kawałek w nutki i starą zasłonkę- tą w ptaszki- bo nadawała się już tylko do  przetworzenia po tym, jak w twórczym szale wycięłam z niej kiedyś ptaka i roślinki do scrapa ;)), korkową podkładkę stołową, wstążki. 


Korek, czyli część do wbijania pinezek, znajduje się tylko w jednym miejscu- biało-czarny prostokąt to wysoka kieszeń, w którą wsunęłam korkową podkładkę. Kieszonka z ptaszkiem pełni funkcje schowka, podobnie pasek z nutkami. Do wstążek można przyczepić spinacze, długopis czy co tam nam jeszcze przyjdzie do głowy.



Żeby tablica miała towarzystwo z mniejszych ramek i tych samych tkanin zrobiłam obrazki. 


Pasował do nich obrazek z domem pełnym miłości, który podarowała mi kiedyś Ania-Maria (napis na nim jest wielce zobowiązujący, będzie nam pomagał pilnować najwyższych standardów :) )


Tu rzut na całą naszą kuchenną "galerię". Mam wrażenie, że na żywo wszystko wygląda bardziej prosto... I zegar trochę odstaje, ale już go nie ruszaliśmy, wisi tam, gdzie go powiesiliśmy 3 lata temu.


Innym razem pokażę spełnione marzenie o galerii ściennej w pokoju, na tle pomalowanej na turkusowo ściany :) A tymczasem pozdrawiam Was słonecznie!

A, zapomniałabym o zaproszeniu na warsztat, który poprowadzę na tegorocznym Craftshow w Krakowie. 
Poniżej wszystkie informacje. Zapraszam serdecznie!



"Mała forma pełna treści" - warsztat scrapbookingowy z tworzenia mini-albumu z mnóstwem kieszonek, skrytek i zakładek, z częścią notesową.
Czas trwania- 2,5 -3 godziny
godz. 13.15
cena: 90 zł
Na warsztacie wykonamy pracę, która w niewielkim formacie łączy zalety i funkcje albumu na zdjęcia i notatnika. Wyposażymy nasze albumo-notesy w liczne skrytki, kieszonki, zakładki i przekładki, by mogły pomieścić nie tylko zdjęcia i zapiski, ale też inne ważne dla nas drobiazgi. Całość zepniemy kółkami, po to by w dowolnej chwili móc coś do albumiku dołożyć lub by wymienić zapisane kartki.
Na warsztatach używać będziemy gilotyny do cięcia papieru, nitownicy, zabiorę ze sobą również bindownicę- jest to zatem świetna okazja do wypróbowania "cięższych" scrapowych narzędzi :) Pracować będziemy głównie na papierach marki "Makowe Pole" oraz moich ulubionych dodatkach. Uczestnicy zajęć proszeni są o przyniesienie ze sobą kilku małych zdjęć (nie większych niż 9 na 13 cm), ulubionych nożyczek i ewentualnie swoich pamiątek (biletów, liścików, rysunków itp.)

Pierwszym trzem osobom, które zapiszą się na warsztat i opłacą go, podaruję zestaw papierów z Makowego Pola, w tym tych z najnowszej kolekcji, która wkrótce będzie miała swoją premierę. Dla wszystkich uczestników warsztatu przewidziałam rabat 10% na zakupy na makowym stoisku na Craftshow lub do wykorzystania w sklepie www.makowepole.eu.


Zapisy i wszelkie informacje pod adresem: makowepole@gmail.com


środa, 30 stycznia 2013

Motyl. Inaczej.

Danusia zażyczyła sobie skrzydeł. Motylich. Na bal karnawałowy. Myślałam długo: szyć je czy kleić? Przemknęło mi przez głowę, przyznaję szczerze, by po prostu kupić, ale... no, chyba lubię sobie uatrakcyjniać życie ;) 
Postanowiłam uszyć z tego, co miałam akurat w domu (turkusowa i niebieska bawełna, filc w arkuszach, gumka z falbanką i poliestrowe wypełnienie z poduszki). Szyłam skrzydła w zeszłym roku, nawet w kilku egzemplarzach, anielskie. Wydawało mi się, że motyle będą prostsze, ale zdecydowanie nie były. Przy pracy złamałam dwie igły, przepaliła mi się żaróweczka w maszynie, poprawiałam, zmieniałam, doszywałam, prułam i przeszywałam wszystko kilkakrotnie, a efekt jest i tak daleki od zamierzonego.



Skrzydełka wyszły dość nietypowo. Na takich puchatych poduszkowcach daleko by się chyba nie zaleciało :) 


Były jednak kolorowe i jedyne w swoim rodzaju i na balu się sprawdziły. I oprócz Danusi nie było żadnego innego motyla w okolicy (jedynie Mroźna Wróżka z motylimi skrzydełkami ;))


Trzeba jednak przyznać, że taki bal przebierańców to naprawdę poważne wyzwanie dla kreatywności, miło przejść przez to z powodzeniem, bez większych nakładów finansowych.
Tym, którzy jeszcze przed swoimi balami, życzę fantastycznej zabawy, a Ci, którzy już po może zdradzą jakie kostiumy w tym sezonie najmodniejsze? :) 
Wszystkich Was pozdrawiam serdecznie!

środa, 9 stycznia 2013

Poznajcie Lucynkę! :)

Na świątecznej liście życzeń Danusi znalazła się lalka. Ale nie była to jakaś tam sobie lalka, ale lalka, która spełniać miała kilka ściśle określonych warunków:
  • miała być syreną
  • miała być księżniczką
  • miała mieć czerwono-rude włosy, które miały być splecione w warkocze i miały mieć loki- jednocześnie
  • ogon syreny powinien być zielony, jej oczy turkusowe, a usta różowe.
No. Postanowiłam darować sobie poszukiwania, zwłaszcza, że jedyne lalki z syrenimi ogonami, które przychodziły mi do głowy to te najbardziej znane, plastikowe. Trzeba było wziąć i zrobić tę lalkę po swojemu :).


Szyłam już kiedyś lalkę- Tereska wciąż jest z nami i gdybym zrobiła ranking popularności wśród zabawek naszych dzieci, zajmowałaby chyba nadal wysoką pozycję. Tereska ma też piękną koleżankę Helę Superbohaterkę, uszytą przez decoMartę. Zdecydowałam, że syrenę też uszyję, tak, żeby pasowała rozmiarem i stylem do Tereski i Heli. Oczy i nos Tereski były rysowane, co niestety nie zdaje egzaminu, troszkę się jej makijaż rozmazuje. Marta buzie swoich lalek wyszywa, co jest zdecydowanie praktyczniejsze i efektowniejsze. Porwałam się zatem i ja na to wyszywanie- naprawdę nie mam talentu do igły i nitki, więc wyszło, co wyszło...



Ogon syreny jest zdejmowany- pod spodem lalka ma normalne nogi, więc wystarczy tylko przebrać ją w suknię i staje się księżniczką. 





Włosy zrobiłam z czesanki w fantastycznym rudym kolorze- niestety przy wszystkich atutach ma ona tę wadę, że szybko się mechaci, ale coś za coś, jak to w życiu :)


Syrenę szyłam głównie nocami (mam baaaardzo wyrozumiałych sąsiadów!) i oczywiście z przygodami, kosztowała mnie sporo nerwów, ale błysk radości w oczach mojej córki naprawdę wynagrodził mi trudy. Choć muszę przyznać, że Danusia ma wyjątkową zdolność do cieszenia się z wszelkich prezentów, aż chce się jej je dawać :)


Syrena nazwana została Lucynką. Nie lubi pozować do zdjęć, niestety.  Nogi wydają się tutaj dużo krótsze niż być powinny, w rzeczywistości jest z nimi trochę lepiej, choć na pewno można Lucynce zarzucić pewne wady postawy. Chociaż może syreny nie podlegają naszym ludzkim kategoriom?:)

Pozdrawiam Was ciepło!

środa, 14 listopada 2012

Szycie jest fajne! :)

Wiele razy przekonałam się, że najlepsze zabawki dla moich dzieci to wcale nie te, które są zabawkami z nazwy. Wiem też, że dzieci lubią robić coś, co ma sens i przynosi konkretne efekty. Pisałam już o tym kiedyś w tym poście.  
Ostatnio, gdy Danusia stwierdziła, że "coś by sobie poszyła", po krótkiej chwili wahania wręczyłam jej kawałek materiału oraz igłę z nitką (różową koniecznie ;)), pokazałam co i jak, i zaczęło się!



Danusia zszyła materiał w uroczą opaskę, po czym zakomunikowała mi, że ma jeszcze chęć na szycie. Dostała zatem swoje stare rajstopki, w których kiedyś wycięła sobie dziurę na kolanie i tę dziurę zaszyła. Dzielne paluszki wyszły z tego zupełnie bez szwanku!



Potem były jeszcze jedne rajstopki, kawałek tkaniny, który po szyciu przypominał spódniczkę, kolejny kawałek, który stał się "torebką". Nitka czasem trochę się zaplącze, szycie wyjdzie na okrętkę, ale naprawdę jest już na czym bazować- może wkrótce weźmiemy się za wspólne szycie ubrań dla lalek? :)

Sama pewnie nie wpadłabym na ten pomysł, uznałabym raczej, że jeszcze za wcześnie na prawdziwą igłę, ale poszłam za inwencją Danusi i to była dobra decyzja:).

Podzieliwszy się tym, zmykam do swoich "zabaw" ;)
Pozdrawiam serdecznie!

poniedziałek, 15 października 2012

Spod igły

Lubię szyć! To wniosek, do którego doszłam ostatnio po dwóch dniach spędzonych  przy maszynie do szycia. 
Moje szycie to żadne tam krawiectwo wyczynowe (choć na przykład ta narzuta to był dla mnie nie lada wyczyn- wciąż puchnę z dumy ;)), ale samodzielnie uszyte poszewki na poduszki czy nowe zasłonki potrafią wprawić mnie w naprawdę dobry nastrój, a to cenne. 
Tym razem wyjęłam maszynę  głównie z myślą o uszyciu poduszek i kołderek dla całego tabunu lalek Danusi :). Praca to niezbyt skomplikowana, więc poszło szybko, a skoro maszyna na wierzchu...
 
Powstało też coś dla mnie- notes z papierowo-tkaninowo-koronkowymi okładkami, poszarpany, postarzony, trochę jak z babcinej szuflady, ale z przeznaczeniem na to, co tu i teraz. 

Okładka inspirowana mapką z blogu ILS Romantycznego, bardzo wdzięczną w swej prostocie.





Tutaj część produkcji pościeli dla mieszkańców różowego drewnianego domku :)

A ten ożenek papieru i tkaniny to chyba też pod wpływem niedawnego spotkania z Edit i jej pracami. Edit, cudownie było zobaczyć na żywo Twoje dzieła, cieszę się bardzo, że miałam okazję!


Przesyłam pozdrowienia i życzę Wam udanego tygodnia!

środa, 1 lutego 2012

Skrzydła

Tak mi się przypomniało, że zapomniałam pokazać:)
Skrzydła anielskie:


Płócienko białe, gumka z falbanką i ocieplina w środku. Szyte na maszynie, przepikowane ręcznie.
Tu moje anielskie dzieci (ale nie dajcie się nabrać na te grzeczne minki ;)):



I jeszcze Danusia w akcji:


Trzecia para skrzydeł była dla Majeczki, której przesyłamy mocne uściski :***

A dla Was wszystkich gorące pozdrowienia!

czwartek, 15 grudnia 2011

Pikowana narzuta

Pokażę Wam dziś nieco bliżej narzutę widoczną w tle na zdjęciach z poprzedniego posta.
Jak zawsze, gdy pokazuję tu coś szytego przeze mnie, tak i tym razem proszę osoby znające się na rzeczy o wyrozumiałość. Żadna ze mnie krawcowa, niestety. Ale!


Ten cudowny materiał upolowałam przypadkiem w ciuchlandzie. Za kawałek o rozmiarach 2m na 1,60 zapłaciłam całe 3 (słownie: trzy) złote. I tak, najprościej byłoby zrobić z niego zasłonki, ale w pokoju u dzieci do niczego by nie pasowały. Paczworkowy wzór sugerował natomiast narzutę. Ale narzutę? Pomyślałam, że sama tego za nic w świecie nie zrobię, że trzeba oddać do krawcowej, a wtedy... zniknie zupełnie satysfakcja z posiadania czegoś wyjątkowego za pół darmo.


Na szczęście miałam się kogo poradzić- Anita wyjaśniła mi jak się za to w ogóle zabrać i dodała odwagi:) Dokupiłam tkaninę na spód, ocieplinę do środka, z czerwonego płótna zrobiłam lamówkę... Sama w to nie wierzę, ale udało się!

Nie jest to oczywiście praca wolna od błędów, maszyna kilkakrotnie zjeżdżała mi na boki, tu się zmarszczyło, tam zagięło. Najtrudniejszym momentem było obszycie narzuty lamówką, tu miałam najwięcej do poprawiania.


Narzuta kosztowała mnie ostatecznie niecałe 50 zł i około 6 godzin pracy. Przeszła pozytywnie już wiele testów, jest bardzo funkcjonalna. Mimo licznych niedoskonałości jestem z niej szalenie dumna- dla mnie to kolejny dowód na to, że chcieć to móc i mam nadzieję, że będzie mi o tym przypominała w chwilach zwątpienia.

Odezwę się na dniach, żeby Wam pokazać jak pięknie zapełnia się nasze drzewko Jessego:)
Tymczasem pozdrawiam serdecznie!

piątek, 10 czerwca 2011

Zachowania ryzykowne

Jako antidotum na nagłe wycofanie się lata, a także jako swoista tabliczka BHP (Nie biegać z nożyczkami w ręku!) do mojego kącika twórczego powstał kolejny obrazek:

Nie żałowałam sobie kolorów i kontrastów, ale cóż na to poradzę, że tak je lubię?:)
Poza tym są guziki, tkaninowe wzory, maszynowe przeszycia i inne motywy krawieckie (wykroje stemplowane na kalce technicznej i nożyczki), więc wszystko zgodnie z wytycznymi tego wyzwania CraftManii, w którym można wziąć udział do końca czerwca.

Pozdrawiam słonecznie (na przekór pogodzie)!

środa, 6 kwietnia 2011

Wiosną chce się szyć! :)

Mi w każdym razie na pewno:)
Dodatkową motywacją do wiosennego szycia były dla mnie Rękoczyny Anity, przy okazji których mogłam pracować na pięknych materiałach ze sklepu Robin's Patchwork- naszego kwietniowego sponsora.
Uszyłam koszyczek na pieczywo, nie tylko na świąteczny stół:
I podkładki pod kubki, z dodatkiem filcu:


Trochę krzywe, ale przynajmniej nie jest nudno;)


Biorąc udział w wyzwaniu macie szansę wygrać jeden z trzech bonów do wykorzystania w sklepie.
Temat wdzięczny, prace dziewczyn niezwykle inspirujące i radosne, warto przyłączyć się do zabawy.
Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 5 marca 2011

Poznajcie Tereskę:)

Uwielbiam szyte zabawki, a szczególnie wszelkie lalki-szmacianki.
Od bardzo dawna myślałam o uszyciu własnej, ale dopiero zachęcona sukcesem w postaci Pana Ogórka zdecydowałam się zabrać do dzieła.
Jak zwykle, uprzedzam, że to, co za chwilę pokażę, absolutnie nie jest wielkim dziełem sztuki krawieckiej, ale wszystkie pożądane funkcje spełnia rzetelnie, więc nie marudzę.
A oto i ona. Moja pierwsza, myślę, że nie ostatnia, lalka. Nazwana przez Danusię imieniem babci- Tereska:


Krzywa wyszła i trochę nieforemna, ale była szyta bez żadnego gotowego wykroju, intuicyjnie. Ma około 35 cm wzrostu.


W środku- watolina i poliestrowe wnętrzności z przyklapniętej nieco poduszki.

Bardzo ją z Danusią lubimy, mimo niedoskonałości:)

Mam jeszcze dla Was kilka lalkowych inspiracji znalezionych na flickr:

1. Jesienne panienki / autumn ladies, 2. Family Portrait, 3. Groovy Rainbow Chick3, 4. Red Riding Hood, 5. Mr. Clickatat Hughes, 6. Doll, 7. Santo Antonio de pano menorzinho, 8. Boops, 9. Felt doll (Matilde)

Prawda, że chciałoby się mieć je wszystkie? :)

U nas, niestety, nadal chorobowo, tym razem w największych kłopotach jest Janek... W związku z tym mogę się tu nie pokazywać przez pewien czas, mam nadzieję, że nie długi.
Trzymajcie się zdrowo!

środa, 23 lutego 2011

Pan Ogórek

Powstał dziś przed południem, na specjalne zamówienie Danusi. Jest filcowy, zielony cały, ma czapkę i szalik (bo zimno) wyszydełkowane naprędce, ale nie ma sandałów (bo nie pasują do czapki i szalika).

Skończyła mi się watolina, której używam do wypełnień wszelakich, wypchałam więc ogórka starymi rajstopkami Danusi, pociętymi w paseczki, więc jest trochę recyklingowo.
Tak Pan Ogórek wygląda bez czapki:


Danusia dostała dziś lalkę, której dramatyczna historia, do złudzenia przypominająca nieszczęsną historię Kopciuszka, kończy się, podobnie jak kopciuszkowa, na balu, na którym lalka tańczy walca ze swoim ukochanym, a potem żyją długo i szczęśliwie. Pan Ogórek wystąpił dziś, trochę z braku laku (a dokładnie z braku czegoś kenopodobnego), w roli księcia! :)


A propos Kopciuszka, na pierwszym zdjęciu Pan Ogórek pozuje na tle pokaźnego książkowego stosiku. To nasze łupy z biblioteki, w której byłyśmy dziś po raz pierwszy z Danusią.

Wybierałyśmy się do biblioteki odkąd tylko sprowadziliśmy się do miasta nad Bugiem, ale wiecznie coś nam stawało na drodze. W końcu się jednak udało, Danusia bardzo zadowolona, połowa jej książek już przeczytana:) No, mnie z moimi zejdzie się pewnie troszkę dłużej...

Nie napisałam skąd ogórkowa inspiracja, ale myślę, że wszyscy się domyślają?:)
Dla przywołania wspomnień:



Pamiętacie? :)

Pozdrawiam serdecznie!