Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biblioteczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biblioteczka. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 stycznia 2016

"Królowa Śniegu"-kreską czy plamą?

Śnieg nam stopniał, gdy chorowaliśmy i po kojącej bieli  nie został nawet ślad. Ma to pewną dobrą stronę: może uda się bez szwanku przesadzić naszą choinkę z donicy do ogrodu (a najpierw w końcu ją rozebrać ;)). O złych stronach nie mówię, bo one się i tak nazbyt same rzucają w oczy.  Ale gdy tak wczoraj patrzyliśmy z dziećmi na topniejący śnieg przypomniałam sobie, że przegapiliśmy najlepszą porę na lekturę Andersena i "Królowej Śniegu". 


Mamy na szczęście w naszej biblioteczce wydanie Wydawnictwa Media Rodzina z płytą CD i nadrobiliśmy zaległość z pomocą pana Jerzego Stuhra, który nam pięknie "Królową Śniegu" w przekładzie z duńskiego Bogusławy Sochańskiej przeczytał. 


Książka ta jest przy okazji prawdziwą ilustracyjną perełką naszej domowej kolekcji- piękne, malowane ilustracje stworzyła do niej Elżbieta Wasiuczyńska. 


Bardzo lubię je za miękkość, kojącą atmosferę, metafory. 


I za ślad pędzla, plamę, która raczej sugeruje niż opowiada.


Mam też na półce wydanie "Królowej Śniegu" z ilustracjami ukraińskiego artysty Vladyslava Yerki



Wydawnictwo M zrobiło wierny przedruk z oryginalnej wersji książki wydawnictwa A-BA-BA-HA-LA-MA-HA. To ukraińskiemu wydawnictwu zawdzięczamy rekomendację z okładki od samego Coelho ;) To niewątpliwie ciekawa książka, ale myślę, że pan Coelho jeszcze niewiele widział :) 


W wersji baśni zilustrowanej przez Yerkę moją uwagę przykuwa szczegół, a dokładnie cała masa stłoczonych obok siebie szczegółów. 


Jak u Wasiuczyńskiej świat baśni tworzy plama, tak u Yerki króluje kreska. Kreska, miliony maleńkich kreseczek składają się na realistyczne postacie w otoczeniu niezliczonej ilości przedmiotów, spośród których każdy narysowany jest tak, jakby to on odgrywał tu najważniejszą rolę. Tutaj nawet tło nie chce zostać na drugim planie. 


To książka, która zajmie na długo każdego wielbiciela "wyszukiwanek", pełno tu nawiązań do różnego rodzaju tekstów i wzorów kultury (najbardziej znane dzieła światowej architektury, malarstwo Pietera Bruegla, sztuka gotycka to pewnie niewielka cząstka tego, co można tu znaleźć). Naprawdę można zgubić się w tej książce na długie godziny. 


Oglądanie tych dwóch książek jedna po drugiej nasunęło nam pomysł na porównanie efektów jakie daje użycie plamy i kreski. Doskonale tu widać jak inny nastrój mogą one budować. 

Myśleliśmy z Jasiem i Danusią, że ilustracje Yerki to przede wszystkim rysunek (kredką, ołówkami), ale okazało się, że on jednak maluje bardzo cieniutkim pędzlem (więc jego kreski to poniekąd również plamy). Znalazłam gdzieś informacje, że Yerko nie używa do pracy komputera, a misterna precyzja jego ilustracji to zasługa szkła powiększającego. Jeśli jesteście zainteresowani twórczością artysty to można go podglądać na jego stronie na FB. A tutaj artykuł z dużą ilością ciekawych zdjęć, między innymi artysty przy pracy z lupą :)  

Znacie te wydania "Królowej Śniegu"? Co przemawia do Was bardziej: kreska czy plama? A może macie jakieś swoje ukochane wydanie baśni? Podzielicie się? :)

Pozdrawiam ciepło, choć zimowo :)

środa, 4 listopada 2015

10 najpiękniejszych książek o umieraniu

Przyszedł listopad, a z nim mgła, wilgotny zapach ziemi i... odgłosy inhalatora. Oraz nostalgia. Miewałam trudne listopady, takie które się rozciągały na trzy miesiące- z krótką przerwą bożonarodzeniową. Ale nauczyłam się, że parujący w kubkach budyń na owsianym mleku, "Dolina Muminków w listopadzie" czytana na głos, zdjęcia z lata wywołane i przeglądane po kilkanaście razy dziennie i praca, która daje zajęcie myślom i rękom, pomagają uczynić ten czas pięknym. Ale zanim to wszystko...


Chcę dziś polecić Wam kilka książek dla dzieci, których głównym tematem jest Życie, ale z wyraźnie zaznaczoną perspektywą śmierci- dlatego nazwałam je książkami o umieraniu. Inspiracją do zebrania w jednym poście najpiękniejszych książek o umieraniu były rozmowy z moimi dziećmi. Rozmowy, na które nie zawsze mam ochotę, które mnie bolą, uwierają i męczą, i nie są związane czasowo tylko z początkiem listopada, Dniem Zadusznym i wizytami na cmentarzach, ale wracają przez cały rok, w bardzo różnych sytuacjach i wynikają z mojego doświadczenia śmierci Mamy. 

Gdy umarła moja Mama- nagle, zupełnie niespodziewanie- miałam niespełna 5 lat. To była pierwsza śmierć z jaką miałam do czynienia w moim życiu, pierwsza niepowetowana strata, od razu tak ogromna. Nic tego nie zapowiadało, nie było żadnej choroby. Był za to luty i miał być zimowy spacer do parku. Ale przyjechała karetka, Mama odjechała nią i nigdy więcej się nie spotkałyśmy. Później dowiedziałam się, że ilość łez, jaką można wylać jest nieskończona, nawet jeśli jest się małą dziewczynką, a jeszcze później, że można znów się uśmiechać, mimo że myślało się, że nie uśmiechnie się już nigdy, przenigdy w życiu. Dużo się wtedy nauczyłam, chociaż wielu z tych lekcji wolałabym nie otrzymać. 


Piszę Wam o tym, żeby wyjaśnić dlaczego sięgam po ten uwierający temat. Śmierć mojej Mamy naznaczyła całe moje życie, każdego dnia w jakimś sensie mierzę się z jej konsekwencjami. Mam swoje specyficzne lęki, w mojej głowie powstają czasem, gdy choć na moment stracę kontrolę nad moimi myślami, najczarniejsze scenariusze, towarzyszy mi permanentne poczucie kruchości życia- niekiedy nie do zniesienia. A przy tym mam troje dzieci. I dwoje z nich ciągle zadaje pytania. O życie, o śmierć, o to, co potem, jak, o pogrzeb, o grób, o niebo, o duszę, o ból, o tęsknotę. Odpowiadam na wszystkie, jak potrafię. A jak nie potrafię, odpowiadam, że nie wiem. Bo ze mną przed śmiercią mojej Mamy nikt tak nie rozmawiał. A potem właściwe słowa również przyszły  o wiele za późno. Dlatego dziś chcę powiedzieć Wam o kilku książkach, za którymi sama chętnie się czasem chowam i które mogą Wam pomóc w podjęciu rozmowy o umieraniu z Waszymi dziećmi, jeśli uznacie, że taka rozmowa jest potrzebna, ale tak trudno ją zacząć. 

Tytuł, od którego zaczynam to już klasyka. "Jesień liścia Jasia. Opowieść o życiu dla małych i dużych" Leo Buscaglia (Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne) to ciepła, prosta książeczka opowiadająca o życiu liścia Jasia i jego liścianych przyjaciół. Cykl pór roku jest tu metaforą zmian jakie zachodzą w nas wraz z upływem lat. Wszystkie tak naturalne, spokojnie, oczywiste... 


Leo Buscaglia dedykuje tę historię "wszystkim dzieciom, które przeżyły nieodwracalną stratę, oraz dorosłym, którzy nie potrafili im tego wytłumaczyć", ale wierzę, że każdy znajdzie w niej ukojenie i pocieszenie.  Zmieniłabym w niej jednak ilustracje, ze zdjęć na nieco mniej dosłowne, bardziej malarskie, subtelniejsze...


O śmierci jako części życia w poetycki, artystycznie wysmakowany sposób mówi książka "Gęś, śmierć i tulipan" Wolfa Erlbrucha (Wydawnictwo Hokus-Pokus). Pewnego razu gęś spotyka śmierć i dowiaduje się, że ta jest przy niej od dnia narodzin...  


To dzieło oszczędne w słowach i obrazach, ale pełne metafor, pytań i tajemnicy. I nieco przewrotnego humoru :)
"-Niektóre gęsi mówią, że potem zamienią się w anioły, będą siedzieć na chmurce i patrzeć na ziemię.
-Bardzo możliwe-powiedziała śmierć- w każdym razie skrzydła już macie. 
-Niektóre gęsi mówią też, że głęboko pod ziemią jest piekło, w którym złe gęsi się smażą.
-Nie do wiary, co wy, gęsi, sobie opowiadacie, ale kto wie.
-Więc ty też tego nie wiesz!- zagęgała gęś.
Śmierć tylko na nią spojrzała."


Kupiłam tę książkę, gdy Danusia była jeszcze malutka, teraz oboje z Jankiem odkrywają ją na nowo- myślałam, że nie spodoba im się, ale wciąż ją przeglądają i czytają.
Przepięknie o życiu i zachodzących w nim przemianach opowiada Roberto Piumini w "Migotniku"  (Wydawnictwo BONA). To niezwykła opowieść-baśń, w której istotną rolę ogrywa sztuka, proces twórczy i uczestniczenie w nim. Odnajdziemy tu także wątek natury, która żyje właśnie przez to, że nieustannie się zmienia i obumiera. 


Nie będę pisać o szczegółach fabuły, znajdziecie na pewno mnóstwo zawierających je recenzji, a w to miejsce pokażę parę ilustracji autorstwa Katarzyny Partyki- idealnie dopełniających treści i w pełni oddających baśniowy klimat tej opowieści.


Doświadczeniem śmierci, z którym najczęściej w pierwszej kolejności spotykają się dzieci jest śmierć babci lub dziadka. Trzy książki z mojego przeglądu mówią o tym, jak ważna w tych sytuacjach jest otwartość i szczerość dorosłych, ich szacunek dla dzieci wyrażający się w tym, że mówi się im prawdę, pozwala na odczuwanie smutku, złości i tęsknoty, ale też w mówieniu o własnych uczuciach: lęku, osamotnieniu, poczuciu straty.

Autor "Migotnika" w książce "Maciuś i dziadek" (Wydawnictwo BONA) opowiada o relacji wnuczka i dziadka. Miłość i więź, która ich łączy staje się dla Maciusia źródłem siły również wtedy, gdy dziadka w tym najbardziej oczywistym sensie nie ma już przy nim. 


Książkę pięknie zilustrowała Ewelina Wajgert.


"Osoba, którą kochamy, zostaje z nami na zawsze."


O tym, jak istotne jest to, by dać dzieciom przestrzeń do przemyśleń i o tym, że śmierć jest takim samym tematem do myśli i rozmów jak łodzie ratunkowe i żonglerzy, a także o babci, która to doskonale rozumiała przeczytamy w książce "Chusta babci" Asy Lind, zilustrowanej przez Joannę Hellgren (wydawnictwo Zakamarki).


"-Jeśli ktoś myśli, to zazwyczaj znajduje właściwe obrazy i słowa. A jak już znajdzie obrazy i słowa, znajdzie też pytania. A jeśli zacznie pytać, zaraz pojawią się następne pytania.
-A odpowiedzi? Nigdy się nie znajdują?- zapytał Biliam.
-Czasami tak- odparła babcia."


O książce "Mój dziadek był drzewem czereśniowym" Angeli Nanetti (Nasza Księgarnia) mogłabym napisać oddzielny i na pewno bardzo długi tekst. To jedna z piękniejszych książek dla nieco starszych dzieci, jakie kiedykolwiek czytałam.


Lekka w stylu, bo narracja poprowadzona jest z pozycji dziecka, zabawna, nasycona emocjami. Dotyka jednak kilku bardzo trudnych tematów: śmierci i związanej z nią rozpaczliwej tęsknoty, rozstania rodziców, szaleństwa. Przytoczę Wam fragment opisujący to, co działo się po śmierci babci Antosia, a który doskonale pokazuje jak dorośli, którzy plączą się w swoich porównaniach i metaforach, zaprzeczając temu, że dla nich śmierć również jest tajemnicą, wprowadzają chaos w dziecięce myśli i potęgują ich ból.

"Pewnego dnia, kiedy przyszedłem z przedszkola, nie zastałem w domu ani mamy, ani taty, byli tylko dziadek Ludwik i babcia Antonina. Z poważnym wyrazem twarzy powiedzieli mi, że babcia Teodora wyjechała w bardzo długą podróż i że nie zobaczę jej już nigdy.
-Jak to wyjechała!- wrzasnąłem- Dlaczego nic mi nie powiedziała? Dlaczego się ze mną nie pożegnała? (...)
Czułem się zdradzony i tak rozczarowany zachowaniem babci, że zalałem się łzami. Wtedy babcia Antonina wzięła mnie na ręce i zaczęła rozprawiać o podróży babci Teodory do nieba, do którego ja z nią polecieć nie mogłem. (...) I tak dowiedziałem się, że umrzeć znaczy polecieć do nieba bez samolotu i że nie ma tam miejsca ani dla gęsi, ani dla dzieci.
W dniu pogrzebu sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej, ponieważ ktoś mi powiedział, ze w tej drewnianej skrzyni pokrytej kwiatami jest babcia Teodora i że ją zabierają na cmentarz. Jeśli była tam w środku, to nie mogła przecież być w niebie, czyli najwyraźniej ktoś mnie oszukiwał. Zacząłem krzyczeć:
- Nie wierzę wam! Jesteście kłamczuchy! Chcę zobaczyć babcię!- wrzeszczałem tak głośno, że wszyscy się przestraszyli, bo nie mogli mnie uspokoić."
Książki nie ma aktualnie w sprzedaży, ale może znajdziecie w bibliotece? Naprawdę warto poszukać.
Trzy pozycje z mojej listy to książki, w których temat śmierci dotyczy bohatera, którym jest dziecko. To opowieści o tym, że czasem naturalna kolej rzeczy zakładająca cykliczność, stopniowe przemiany i spokojną drogę do starości zostaje postawiona na głowie. 
O "Braciach Lwie Serce" Astrid Lindgren (Nasza Księgarnia) nie potrzeba wiele pisać, bo to znany i ceniony tytuł, ale chciałam żeby się pojawił w tym zestawieniu. Tak dla porządku i może dla przypomnienia, bo czasem przykryte przez nowości umykają nam rzeczy sprawdzone. Mnie opowieść o miłości dwóch braci i ich przejściu przez śmierć wzrusza za każdym razem, gdy do niej wracam. I koi. Dlatego polecam, jeśli jeszcze nie czytaliście. Lub posłuchajcie, jak pięknie czyta ją Edyta Jungowska.

Szczególne miejsce na mojej liście zajmują dwie książki oparte na trochę podobnym pomyśle, obie wydane przez ZNAK. Są to "Oskar i pani Róża" Erica-Emmanuela Schmitta i "Olivier i zeszyt z marzeniami" Sally Nicholls. To książki, które szargają rodzicielskim sercem i które wyjątkowo trudno mi czytać z dziećmi. Bez dzieci zresztą też...


Oskar choruje na raka, próbuje przeżyć całe życie w dwanaście dni, pisze listy do Boga, w których opisuje zdobywane z entuzjazmem doświadczenia. Jego krótkie życie pełne jest bólu i sensu. Ma smak, bo była w nim miłość i przyjaźń. 


Olivier ma jedenaście lat, choruje na białaczkę, lubi opowieści i różne niesamowite fakty i ma listę rzeczy, których chce dokonać. To on  jest narratorem książki- składają się na nią tworzone przez niego listy, opowieści, zdjęcia i pytania. I cała masa uczuć, które się udzielają podczas czytania, bardzo dotkliwie...


Ostatnią książką, którą chce Wam pokazać, trochę jako pocieszenie po trzech ostatnich tytułach jest "W pogoni za życiem" Przemysława Wechterowicza, z fantastycznymi ilustracjami Emilii Dziubak (której zdecydowanie należy się oddzielny post!) (którą wydała Agencja Edytorska EZOP).


Opowiada ona o jednodniowym życiu Jętki, która szczęśliwie spotkała na samym jego początku mądrą Muchę Łucję i dzięki niej przeżyła swój dzień doświadczając pełni bogactwa  kolorów, dźwięków i smaków świata. 


Piękne przypomnienie o tym, że w życiu nie chodzi o jego długość, ale o jakość opartą na pięknych relacjach z innymi i tym, czego możemy razem doświadczać.


Dziękuję Ci za lekturę tego postu. Mam nadzieję, że wybaczysz mi jego długość (tworzenie go zajęło mi niemal całe życie Jętki!) i uznasz czas spędzony na czytaniu  za wartościowy, a jego treść za pomocną i inspirującą. Chętnie poznam Twoje zdanie na temat książek z mojej listy. A może znasz tytuły, które warto byłoby do niej dopisać? 

Pozdrawiam serdecznie!
Agnieszka

czwartek, 23 kwietnia 2015

7 książek o liczbach i liczeniu

Są ludzie, którzy potrafią liczyć i do których liczby mówią. Są też tacy, którzy liczyć nie potrafią i którzy pozostają na mowę liczb głusi. Niestety zaliczam się do tej drugiej grupy i język matematyki pozostaje dla mnie niezmiennie trudnym do zrozumienia językiem obcym. Ale mam dzieci i ze względu na nie chowam moje wszelakie naukowe antypatie i uprzedzenia, a nawet więcej: radośnie i ochoczo przemierzam z nimi świat cyfr, liczb, ilości, miar i wag. No, przynajmniej bardzo się staram. Poza tym, że czytam, słucham i uczę się o tym, jak rozwijać myślenie matematyczne u dzieci, próbuje sobie samej tę matematykę nieco odczarować (a może właśnie zaczarować?) tak, by ją choć trochę polubić. Przedstawiam Wam zatem kilka czarodziejskich książek o liczbach i liczeniu, dzięki którym w ogóle daję radę się tym tematem zajmować i które dostarczają mi pomysłów na to, jak mądre treści naukowych publikacji przekładać na język zabawy, którego używamy każdego dnia.
Książki te czytałam/oglądałam razem z moimi dziećmi, które w chwili obecnej mają 4,5 roku (Janek) i 7 lat  bez tygodnia (Danusia). Jestem jednak pewna, że będą- z jednym wyjątkiem- atrakcyjne także dla starszych (nie tylko) dzieci.


Na początek "Moja pierwsza książka o liczbach" Erica Carle'a (wydawnictwo Tatarak). To prosta, a jednocześnie daleka od banału książeczka-zabawka, z pomocą której młodsze dzieci zdobędą umiejętność liczenia do 10 i przyporządkowania liczby do symbolu. Pomysł z rozciętymi kartami, graficzny minimalizm z charakterystycznymi ilustracjami Carle'a, smaczny owocowy motyw przewodni- doskonały przepis na pierwszą książkę o liczbach.


"Liczę do 100" Magali Bardos (wydawnictwo Babaryba) to książka, która mnie zachwyciła. Bardzo podoba mi się wizualnie, lubię ją za paletę kolorów ograniczoną zaledwie do kilku, ale za to intensywnych i kontrastujących ze sobą. Przeglądając pierwsze parę stron możemy mieć wrażenie, że książka to kolejna z typu "cyferka-obrazek", ale szybko zauważamy, że tu się coś dzieje, atmosfera gęstnieje, przybywa bohaterów, akcja rozkręca się, zawraca. A jednocześnie tyle tu przestrzeni na nasze domysły, tyle niedopowiedzeń! Snujemy zatem opowieść i liczymy do 100, mimochodem, zupełnie na marginesie szalonej przygody przeżywanej razem z sympatycznymi misiami :)


Kolejną pozycję, którą chcę Wam polecić do lektury jest kolorowa, graficznie wysmakowana książka "W naszym domu jest..." Isabel Minhós Martins i Madaleny Matoso (wydawnictwo WYtwórnia). Oprócz tego, że to świetna inspiracja do poczynienia własnych obliczeń, wymyślania matematycznych zadań z wykorzystaniem tego, co zawsze mamy pod ręką (nomen omen!) jest to też ciepła, wesoła opowieść o rodzinnej codzienności i o tym, że dobrze jest być razem :)


Jeśli chodzi o liczby i liczenie, ale też jeśli chodzi o świetną zabawę przez długie godziny, nie tylko dla dzieci, to niezastąpiona okazuje się książka z serii o Miasteczku Mamoko (o której pisałam tutaj
dokładnie dwa lata temu):  "Mam oko na liczby" Aleksandry i Daniela Mizielińskich (Wydawnictwo Dwie Siostry). Liczymy skarpetki, wulkany, tukany, muchomory, samoloty, lemury i gekony, mrówki, klocki, samurajów, astronautów, UFO i mnóstwo innych rzeczy. Jak się doliczymy, to możemy opowiedzieć: kim są, co tu robią, co się tu dzieje, co się wydarzy za chwilę? I za każdym razem wszystko może być inaczej.


"10 razy 10" Hervé Tullet'a (wydawnictwo Babaryba) to prawdziwe kompendium wiedzy, nie tylko matematycznej. To nie jest książka tylko do czytania i oglądania, to książka interaktywna w pełnym znaczeniu tego słowa, wciągająca i angażująca. Mali czytelnicy poznają dzięki niej nie tylko cyfry, ale też kształty, kolory (dowiedzą się również w jaki sposób kolory można mieszać, by uzyskać kolejne), nazwy dni tygodnia, różnego rodzaju gry. Znajdziemy tu też obrazkową opowieść pod tytułem "Było sobie życie" oraz  przewrotną baśń o księżniczkach, książętach, żabach i czarodziejskich eliksirach, a także rysunkową relację z pewnego wyścigu oraz zgadywanki. Jeśli znacie i lubicie wcześniejsze książki Tulleta ("Naciśnij mnie", "Turlututu. A kuku, to ja!" czy "Kolory") to ta również powinna się Wam spodobać.

"Rymowane cyferki" Roberta Romanowicza (wydawnictwo Tashka) ujęły mnie zarówno ilustracjami w specyficznym klimacie retro, jak i nieco absurdalnymi, a przez to zabawnymi tekstami rymowanek. Choć sama forma (cyferka-rymowanka-obrazek) nie jest specjalnie odkrywcza i nowa, to nie ma tu mowy o nudzie- to książeczka do wielokrotnego przeglądania i wyszukiwania graficznych smaczków. Lubimy ją, zwłaszcza ja i Jaś- on chyba szczególnie za karaluszki, muchę plujkę i ośmiornicę ;) .


Na koniec trochę wyższej matematyki i przemyśleń natury filozoficznej ;) "365 pingwinów" Jean-Luca Fromentala i Joëlle Jolivet (wydawnictwo Tatarak) to opowieść o tym, że każdy dzień ma znaczenie. Nawet mała zmiana wprowadzana w życie systematycznie, dzień po dniu, może przynieść po pewnym czasie zdumiewające efekty. Miała się o tym okazję przekonać pewna rodzina, do której w pierwszy dzień nowego roku zawitał pingwin. Każdego kolejnego dnia przybywał następny. I tak przez 365 dni!  Rodzina próbuje zorganizować przestrzeń dla napływających wciąż nowych lokatorów: liczy ich, dodaje, mnoży, układa w piramidy, potem upycha w szufladkach po tuzin w każdej, ustawia w sześcian. Na kartach książki robi się coraz tłoczniej, coraz bardziej czarno-biało. Okazji do liczenia jest tu mnóstwo, można wykorzystać przedstawione w książce sytuacje do wyjaśnienia dzieciom mnożenia, dzielenia. Przyznam, że nie sprawdziliśmy jeszcze czy na stronach z ostatniego dnia roku rzeczywiście jest 365 pingwinów. Trzeba policzyć :) 
Książka jest poza tym pięknie wydana i duża. Robi wrażenie, więc na pewno warto mięć ją na uwadze podczas poszukiwań prezentu dla nieco starszych dzieci.


W trakcie pisania tego postu przypomniały mi się dwie książki "około matematyczne", z którymi warto się zapoznać. Mam na myśli  "Od 1 do 10" Oli Cieślak (Wydawnictwo Dwie Siostry) i "Matematykę ze sznurka i guzika" Kristin Dahl (Zakamarki) pełną pomysłów na zabawy w liczenie i różnego rodzaju pomiary. Może znacie coś jeszcze? 

Wszystkie pokazane i wspomniane w poście książki można nabyć w stacjonarnym makowym sklepiku w Przystanku Twórczej Edukacji w Wyszkowie, zapraszam zatem do przeglądania zawartości sklepowych półek :) 
A wszystkim Wam życzę zaczytanego Światowego Dnia Książki- to dziś! :) 
Pozdrawiam serdecznie!