czwartek, 17 stycznia 2013

Zabawnie w Muzeum?

Czy takie miejsca jak Muzeum Narodowe kojarzą się Wam z dobrą zabawą i czy pomyślelibyście, żeby właśnie tam udać się z dziećmi w celach rozrywkowych? Ja, jeśli jeszcze do niedawna żywiłam pewne wątpliwości, teraz jestem przekonana, że nawet bardzo zacna galeria sztuki może być fantastyczną alternatywą dla różnego typu sal i placów zabaw.  Do wyrobienia we mnie tego przekonania przyczynił się nasz, mój i Danusi, udział w lekcjach muzealnych, jakie organizuje Muzeum Narodowe w Warszawie


Muzeum oferuje lekcje dla grup zorganizowanych w różnych przedziałach wiekowych, w bardzo szerokiej palecie tematycznej. W listopadzie byłyśmy na lekcji "Witamy w Muzeum!", dzieciaki dowiedziały się po co i czym w ogóle jest muzeum, poznały różne słowa istotne dla muzealnego nazewnictwa.




Dowiedziały się też co można i czego nie wolno robić w muzeum- tu wtrącę, bo zauważyłam, że dorośli często w to nie wierzą: dzieci, nawet te bardzo małe trzy, czteroletnie naprawdę są w stanie zrozumieć i przyjąć jasno wyrażone zasady, czasem owszem, trzeba te zasady przywołać dla przypomnienia, ale dzieci traktowane poważnie, z szacunkiem i zaufaniem dla ich kompetencji, naprawdę potrafią "się zachować". Tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń i obserwacji :). 







 Odpoczynek po zwiedzaniu:)


W miniony wtorek wzięłyśmy udział w lekcji na temat barw. 
Sympatyczna pani opowiedziała dzieciom o barwach podstawowych i pochodnych. Padły różne mądre słowa- moja Dania po powrocie do domu wygłosiła zdanie "Mamo, ja jestem jeszcze za mała na to słowo, które pani mówiła". Ja: "Na które słowo?", Danusia: "na monochromatyczny" (wypowiedziane bez zająknięcia ;))



Było oglądanie obrazów, omawianie ich kolorystyki i klimatu ( "Chochoły" Wyspiańskiego wcale się dzieciom smutno nie kojarzyły, pani musiała je troszkę "nakierować";)) 


Na koniec było też działanie: dzieci łączyły różne kolory ciastoliny (takiej jakiejś wyjątkowo klejącej, z kuleczkami) i tworzyły nowe barwy. A potem przyklejały je na papierową paletę. 






Po lekcji zwiedzaliśmy jeszcze trochę w mniejszym gronie, nasze dziewczynki zatrzymywały się chyba przy każdym trudniejszym obrazie (a to Malczewski, a to Siemiradzkiego "Dirce chrześcijańska"), więc nie obyło się bez tłumaczeń, a nawet mini-wykładów (Nina, jesteś moją idolką!) 


W każdym razie po tych wizytach w Muzeum Narodowym czujemy się już niemal jak u siebie w domu (no, w domu nie mamy tyyyyyle przestrzeni :)), lekcje muzealne są naprawdę godne polecenia, a zatem polecam, namawiajcie panie przedszkolanki i nauczycielki Waszych dzieci, albo organizujcie się z innymi rodzicami, tak jak my to robimy, warto! My już z niecierpliwością wyczekujemy spotkania w lutym :)

Pozdrawiam serdecznie!

10 komentarzy:

  1. nareszcie! pamiętam jak x lat temu byłam pod ogromnym wrażeniem w pewnym muzeum na obczyźnie, widząc jak mogą wyglądać lekcje muzealne. nareszcie i u nas zawitały.

    podobnie jak przy twojej opowieści z Zamku Królewskiego, patrzę na te zdjęcia i zazdroszczę małym ludzikom niczym nieskażonego spojrzenia na obrazy.

    Agnieszko, znowu mądrze napisane i pięknie sfotografowane.
    i "Mamo, ja jestem za mała na to słowo" zupełnie mnie rozbroiło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zadziwia to jak dzieci reagują na sztukę: zachwyca je nie to co "ma zachwycać" albo nie dlatego, "dlaczego zachwyca" :) I powiem Ci, że sama sobie troszkę oczyszczam przy okazji swoje spojrzenie.

      Usuń
  2. Jej, fantastyczny pomysł! Jak tylko mi córka podrośnie, pędzimy do Narodowego! Dzięki za fajną relację i świetne zdjęcia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w jakim wieku jest Twoja córka? Z nami były prawdziwe maluszki :) Choć pewnie, żeby coś więcej w główce zostało warto poczekać, ale nawet dwulatka można już oswajać z tym potężnym gmachem:) Pozdrowienia przesyłam!

      Usuń
  3. Fantastyczne takie lekcje. W Krakowie podobne odbywają się np. na Wawelu i klasa mojego Igora już była.
    A wczoraj byliśmy na fantastycznych muzycznych warsztatach w Małopolskim Ogrodzie Sztuki http://www.mos.art.pl/ - i już wiem, że mój syn marzy by nauczyć się grać na skrzypcach... bo Pani pozwalała nie tylko dotknąć, ale i przeciągnąć smyczkiem po strunach i to było wielkie przeżycie :D...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzyczne lekcje też mamy w planach. W ogóle coraz więcej tego typu inicjatyw organizowanych przez różne instytucje, co mnie bardzo cieszy :)

      Usuń
  4. Jak byłam w ciąży, to widziałam ogłoszenia o takich zajęciach chyba w Zachęcie. Większość jest dla starszych dzieci, choć zdarzają się i dla młodszych. W jakim wieku jest teraz Danusia? (zastanawiam się, czy moja czterolatka już jest "gotowa":).

    Baaardzo mi się podobała anegdotka o słowie "monochromatyczne":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusia pod koniec kwietnia skończy 5 lat, ale w naszej grupie były też młodsze dzieci, które również znalazły "coś" dla siebie :)

      Usuń
  5. Brawo Danusia z mamą! i brawo Muzeum Narodowe :) Z przyjemnością przeczytałam relację i obejrzałam piękne zdjęcia. Bywam też na takich lekcjach w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu, ale zazdroszczę tego "Dziwnego ogrodu" i "Chochołów" i Ruszczyca z pierwszego zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja cieszę się, że te obrazy, i jeszcze kilka innych są akurat w warszawskim muzeum i że mam do nich tak stosunkowo blisko:) A to, co jest treścią tych muzealnych lekcji jest do przeprowadzenia w każdym, nawet najmniejszym muzeum- opowieści o kolorach, o stylach w malarstwie... Więc fajnie, że coraz więcej miast robi takie rzeczy u siebie.

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowo! :)