Czasem tytuły książek obiecują więcej, niż przynosi zawarta w nich opowieść, czasem starczą za całą opowieść, a jeszcze innym czasem ;) inspirują do stworzenia własnej opowieści. Albo chociaż wiersza.
Z natchnienia myślą nr 116 z piątkowego Słoika ułożyłam dwa "wiersze grzbietowe":
***
Urodziłem się pewnego błękitnego dnia
daleko od Toledo.
Poza światem Puchatka
wszystko płynie.
Na wschód od czasu
lecą wieloryby.
Jestem w drodze-
zwiedzam wszechświat.
Spuścizna:
Skarby świata całego,
kolekcja namiętności,
księga ziół,
500 000 opowieści o miłości,
sny i kamienie,
niewpory,
dom duchów.
Spróbujcie, zapewniam, że będziecie się doskonale bawić :) Uprzedzam jednak- bardzo to wciągające, ma się wciąż ochotę stać i przekładać książki na półkach, szukając nowych konfiguracji.
Życzę Wam dobrego, pogodnego tygodnia!
ja mam tylko jeden problem - brak książek :(
OdpowiedzUsuńniedawno się przeprowadziłam i mam ich tyle, co kot napłakał
pierwszy wiersz, gdybym nie wiedziała, że okładki, to bym się nie poznała
mistrzostwo :)
ten pierwszy aż prosi się o ilustrację. :)
OdpowiedzUsuńzachwyconam!
Pełen zachwyt,a ten pierwszy...żeby nie tytuły... poetko boska :-)
OdpowiedzUsuńPięknie:)
OdpowiedzUsuńKiedyś tak opisywałam płyty - zamiast tytułów piosenek były powyrywane z tekstu fragmenty; oddzielone myślnikami, tworzyły zupełnie nową treść, tak jak w przypadku tej "grzbietowej poezji"
Podoba mi się bardzo ta słoikowa zabawa:)
Pozdrawiam, Makówko:)
Podziwiam Twoją kreatywność.
OdpowiedzUsuńpoezja grzbietowa rewelacyjna;-)
OdpowiedzUsuńTeż stworzyłam grzbietowca :)
OdpowiedzUsuńwoow, super pomysł! takiej poezji jeszcze nie znałam, ale brzmi świetnie. :)
OdpowiedzUsuńfenomenalne te Twoje zlepki!
OdpowiedzUsuń♥